Nawet jesli to był '42 czy '43 i czasami zdarzało się, że latali parami lub kluczami nisko na wymiatanie czegokolwiek -to takich par potrafiło wylecieć kilkanaście lub kilkadziesiąt.
Zależnie od sytuacjhi od jednej do trzech. Więcej maszyn z wolnym wymiataniu tj. Rhubarb (Mosquito) nie brało udziało.
Operacje typu "Cyrk" można podciągnać pod takie stwierdzenie tylko z takiego powodu, że odbywała się w z góry ustalonym terminie i RAF niczego innego na ten konkretny dzień nie planował. Ale w operacji brało udział czasmi ponad 100 samolotów z różnych dywizjonów wiec o przetasowania i zmiany pozycji wyściowych było bardzo łatwo.
W operacjach Circus trudno raczej o przetasowaniu mówić. Close Escort osłaniająca do 12 bombowców, a składająca się z 1 lub 2 dywizjonów, nie mogła pod żadnym pozorem oddalać się od eskortowanych maszyn- nawet gdy nasuwała się świetna okazja do walki. Podobnie było z 1- 2 dywizjonami Escort Cover lecącymi powyżej- miały one za zadanie przechwytywać atakujące samoloty wroga, nie wolno było im jednak włączać się do walki. Ten przywilej, a wręcz obowiązek miały jedynie dywizjony działające w ramach High Cover. I tak to po krótce wyglądało- zarówno w przypadku Circusów jak i potężnych Ramrodów.
O tym wspominał
Schmeisser, z tym, że przykład Rodeo jaki przy okazji podał nie wydaje się być do końca adekwatny. Primo, że Rodeo było operacją na wskroś myśliwską- nie brały w niej udział żadne bombowce. Secudno, że w tym przypadku malutkie przetasowanie, chyba mogło mimo wszystko zajść. Idące nad Europę Wingi miały bowiem kilka opcji rozplanowania- jedny szły i owszem, po jednej trasie w kilkuminutowych odstępach na coraz większej wysokości, innym razem szły trasą zbliżoną, rozpraszając się jednak nad Francją, jeszcze innym- trasami całkiem oddzielnymi schodząc ku sobie nad kontynentem. Jakie bywało wówczas popełnienia pomyłki? Tego już nie jestem w stanie powiedzieć.
Natomiast wracając nieco bardziej do tematu.
Jak zostało już powiedziane friendly fire nie był zjawiskiem jakimś szczególnie rzadkim. Tu z ciekawostek można nadmienić, że pierwszy zestrzelony Hurricane (Mk I, L1985, P/O M. L. Hulton- Harrop, ranek, 6 września 1939) to sprawka... Spitfire'a. Piloci Spitfire'ów z Eskadry A 76 Sqn wzięli omyłkowo dwa zapasowe Hurricane'y z 56 Sqn goniące swój dywizjon, za Bf 109 i po prostu ostrzelały. Drugi pokiereszowany Hurricane (L1980) zdołał wylądować na polu buraczanym. Jednym słowem nie zaciekawy debiut bojowy
Główna przyczyna otwierania ognia do własnych- złe rozpoznanie celu, jest jednak całkowicie do usprawiedliwienia. Dobry cytat zamieścił kilka postów wyżej
Rammjager. Konto zestrzeleń Defiantów, też z pewnością byłoby mniejsze, gdyby piloci Niemieccy mieli świadomość, że nie atakują właśnie
jakiegośtam Hurricane'a, ale maszynę naszpikowaną czterema zwróconymi prosto w ich kierunku 7,7 mm Browningami. Ogromne odległości i prędkości, nerwy oraz zamieszanie, często brak umiejętności robiły swoje.