Jak pisałem czymś co może wygenerować zyski jest produkcja dóbr. Sprzedaż ich to kolejny stopień ale trzeba coś wytworzyć najpierw. Jak jest złe to próbuje sie dalej. Innego rozwiązania nie widzę.
Nie wiem czy na ziemniakach i mięsie jesteśmy w stanie zajść daleko. W produkcji koszulek nie damy rady dalekiemu wschodowi. Sprzedając patenty za granicę aby potem kupować je w produktach drożej też daleko nie zajdziemy
Niestety, produkcja dóbr nie generuje zysków

O ekonomii masz, zdaje się, niezbyt pochlebną opinię (a przynajmniej o studiach ekonomicznych i, nie wiedzieć czemu, informatycznych

), ale reszta świata z jakiegoś powodu myśli nieco inaczej. Pewien doktor nauk ekonomicznych powiedział nam kiedyś (nie studiuję ekonomii, wziąłem taki kurs wybieralny), że wyprodukować "coś" w XXI to nie sztuka. Są fabryki, zrobią co im każesz. Sztuką jest to sprzedać i wyjść z całej imprezy z zyskiem. Oczywiście było to ogromne uproszczenie, z którego wszyscy sobie zdają sprawę, niemniej przekazuje pewną ideę - z samej możliwości wyprodukowania dobrego produktu jeszcze nic nie wynika.
Tym bardziej, jeśli ten produkt wcale taki dobry być nie musi, bo w dotychczasowej historii naszej zbrojeniówki jakoś niewiele było produktów genialnych i w zasadzie nic (oprócz ludzi związanych z PZL) nie wskazuje, że SW-5 stanie się nagle czarnym koniem. Przynajmniej mnie nic nie wiadomo, żeby w ciągu ostatnich kilku lat w przemyśle zbrojnym nastąpiła cudowna zmiana na lepsze, pojawiła się znikąd zachodnia kultura techniczna, konkurencyjny know-how, przebojowe planowanie i gospodarka wewnętrzna, doświadczenie w zaawansowanych konstrukcjach lotniczych, ogromne fundusze, światowej klasy infrastruktura badawcza itd.
Rację masz, że to wszystko na 100%
nie pojawi się, jeśli nie będzie inwestycji. Ale produkcja własnych maszyn nie jest jedynym sposobem na finansowanie, rozwój, zdobywanie doświadczenia itp. - to wszystko można osiągnąć zajmując się produkcją licencyjną (z prawami do modyfikacji). I tu właśnie widzę drogę dla polskiej zbrojeniówki: klepać produkty zachodnie, współpracować szeroko w remontach, modernizacjach, nowych projektach (wspólnych!), uczyć się na tym, szkolić inżynierów, szkolić, o zgrozo, ekonomistów, którzy z całego przedsięwzięcia będą potrafili zrobić coś sensownego z punktu widzenia kieszeni podatników, szkolić też tych nierobów informatyków

, bo bez nich zakłady nie wyjdą w XXI wiek (jak sztampowo by to nie zabrzmiało), rozbudowywać infrastrukturę i placówki badawczo-rozwojowe za pieniądze płynące z tego, jednocześnie motywować zarząd, by działał rynkowo a pracowników, by utrzymywali kulturę techniczną (zarobki uzależnione od efektów? prywatyzacja?).
Dopiero kiedy to mamy zapewnione, dopiero kiedy same zakłady i wszystko wokół jest konkurencyjne, możemy zacząć w ogóle myśleć o robieniu konkurencyjnych maszyn. A my rzuciliśmy się z motyką na słońce, robiąc te ileś tam lat temu Sokoła, który już w chwili powstania był na dobrą sprawę przestarzały. Dobra, wtedy był inny system, wtedy byli 'ruscy' i nikomu w głowie nie było bawić się w zachodnie rynki maszyn bojowych. Ale teraz ruskich nie ma, teraz jeśli podatnicy płacą, to mają prawo oczekiwać, że ich pieniądze pójdą na najlepsze możliwe rozwiązanie. Należy się zastanowić, czy najlepszym rozwiązaniem jest ładować w Sokoły, czy rozbujać potencjalnie bardziej opłacalną na dłuższą metę współpracę licencyjno-modernizacyjną i jednocześnie zainwestować w kupno tych kilku (-nastu maksymalnie) maszyn z zagranicy (co również się bardziej opłaci, niż opracowanie i wdrożenie nowej wersji Sokoła a potem rozpoczęcie produkcji tylko dla kilku sztuk), zamiast próbować kolejne poty wyciskać z tego, bądź bo bądź, mało perspektywicznego airframe'u. Należy się też zastanowić, co motywuje do inwestowania grubych milionów w ten projekt - czy przyczyny militarne i ekonomiczne, czy powierzchownie pojęty patriotyzm i chęć posiadania czegoś "własnego".
Pogrzebanie Sokołów nie oznacza śmierci zakładów. Nie sugerujemy (a przynajmniej ja nie sugeruję), że nasza zbrojeniówka jest do bani więc nie należy "marnować na nią pieniędzy", tylko zamknąć ją w całości i kupować bezmyślnie z zachodu. Należy jak najbardziej wspierać polski przemysł, ale robić to mądrze - tak, jakbyśmy ratowali własną, prywatną firmę. Szukając najlepszego rozwiązania pod względem ekonomicznym (a więc i pod względem potencjału dostarczania konkurencyjnych rozwiązań), a nie politycznym ("bo chcemy POLSKI śmigłowiec"). Na robienie rdzennie polskich maszyn przyjdzie czas, ale dopiero po tym, gdy wyrobimy się już na zagranicznych i będziemy zdolni produkować konkurencyjnie - takie moje zdanie.