SUV to jak dla mnie porażka, bo jak coś może być użyteczne skoro jest wielkie przez co ciężko to gdziekolwiek zaparkować, pali jak smok więc oszczędne specjalnie nie jest, a w terenie tonie jak Tytanic. Europa nic tej nazwie nie zrobiła wszak amerykanie tak to nazwali, a Europa jedynie się dopasowała do panującej mody i wyprodukowała swoje auta. Wszak hamburgery miały swojego Navigatora itp. żelazka, które niewiele mają wspólnego "Szerokim" czy innymi terenówkami pokroju Land Crouisera. Po prostu z terenówki nie da się zrobić dobrego SUVa i odwrotnbie czego przykładem niech będzie Range Rover i Gelenda AMG. To pierwsze przeznaczone jest do wożenia zadka po równym, to drugie ma się przebijać przez syf i błoto.
Mazak, odniosę się tylko do tego fragmentu bo w sumie to po wymianie kilku postów dochodzimy jak widzę do wspólnego minownika, poza tym, że -powtórzę się raz jeszcze- nie uważam motoryzacji amerykańska za jedynie słuszną. Po prostu zafascynowała mnie ona, ale jak już pisałem motoryzacja klasyczna , szczególnie z lat 60-tych i 70-tych i w poza zamiłowaniem do wielkich fullsajzów 4x4 to właśnie na tym okresie jestem skupiony. Traktują to jednak jako hobby a do jazdy codziennej mam RAMa i obecnie jestem na etapie poszukiwać Jaguara X305 lub 306 z lat 95-96.
Ale do rzeczy. SUVy to w stanach kategoria pojazdów która powstała przez uluksusowienie że tak to nazwę samochodów terenowych , jednak w przez wiele wiele lat w zasadzie do lat 90-tych nie straciły one nic na swojej terenowości. Rama, sztywne mosty , proste układy napędowe 4x4 typowe dla najmocniejszych i najwytrzymalszych pojazdów. Czym różni się Nissan Patrol czy MB G-klasse od takiego choćby Ramchargera czy Blazera K5? W terenie każdy samochód fabryczny utonie jak Titanic, wie to każdy kto próbował kiedykolwiek zapuszczać się w "gnój po klamki" To właśnie rama i sztywne mosty czynią z takiego samochodu pojazd podatny na szybkie, łatwe i tanie przygotowanie do offu przeprawowego. Kolejna sprawa oszczędność. Wszystkie SUVy palą jak smoki , wystarczy popatrzeć na Tułarega V10 . Pomijam , że w teren jakikolwiek się to absolutnie nie nadaje, ale przynajmniej posiada reduktor i blokady. Natomiast jest ciężki osiągi ma cieńkie jak na tak gigantyczne spalanie i beznadziejny, awaryjny silnik niepodatny na ostre kręcenie. To właśnie Europa uczyniła z pojazdów SUV stosowanych po dziś dzień do ostrej zabawy w ciężkim terenie samochody na szose. Cherokee jeśli chodzi o ścisłość jest typowym SUVem. Toyota LC była kiedyś terenówką , ale dokładnie odpowiednikiem amerykańskich SUVów (kwestia nazewnictwa) posiadając sztywne mosty , ramę i klasyczny 4x4. Stwierdzenie, że z terenówki nie da się zrobić SUVa i odwrotnie jest prawda ale w odniesieniu do pojazdów z ostatnich powiedzmy 10 lat. Jednak wszyscy normalni ludzie do offu kupują stare proste samochody. Dziś w teren nadaje się tylko Gelenda, LR Defender, Jeep Wrangler, S Jimny i Patrol.... cała reszta to szmelc. Wszystkie te samochody pozostały przy klasycznej konstrukcji identycznej z tą jaką stosowało się kiedyś w amerykańskich SUVach czy typowych terenówkach pochodzenia japońskiego czy europejskiego (Toyota LC, Mitsu Pajero itd) Gwarantuje Ci że przez syf i błoto przebijesz się każdym lekko zmotanym SUVem amerykańskich (nawet współczesnym Excursionem) a nie tak zwanymi dziś SUVami jak X5, Murano itp... pojazdy o prześwicie poloneza i kątach rampowych Malucha. Reasumując, to o własnościach terenowych nie świadczy to, że Gelenda jest wyposażona seryjnie w blokady wszystkich trzech dyferencjałów a to że jest na ramie ma sztywne mosty i prostą konstrukcję. Tak czy siak, jeśli ktoś chce pojechać Gelendą na Ładogę czy inną harkorową imprezę przeprawową to musi postawić fura na odpowiednich kołach. Więc co z tego że taka Gela czy Wrangler seryjnie ma to wszystko jak i tak mosty rozlecą się przy 39" oponach, więc i tak trzeba wzmacniać całe mosty reduktor itp lub wymieniać na inne - mocniejsze.
BTW, gwarantuję, że Gelanda AMG nie nadaje się za bardzo do przebijania przez syf i błoto bo to jest właśnie próba zrobienia z terenówki ekskluzywnego SUVa... niestety nie wyszło. Zwykła Gela owszem, ale nikt norlamny nie kupi do motania i topienia w bagnie takiego samochodu który kosztuje kilkaset tyś zł.
Z takim podejściem już dawno by się ropa na świecie skończyła i nie mielibyśmy alternatyw w postaci silników elektrycznych czy zasilanych wodorem "bo po co kombinować". Kombinować po to, byśmy ciągle dbali o rozwój, dlatego taka Mazda w Wanklu ma 230 koni z 1.3 litra pojemności, a nie z 6 litrów. Ma niesamowite właściwości jezdne, czego nie można powiedzieć o żadnym amerykańskim krążowniku szos (skądś ta nazwa się wzięła) bo zawdzięcza to małym rozmiarom (w tym silnika), zaawansowanym lekkim materiałom czy nowoczesnemu zawieszeniu, a nie pieprzonej skrętnej belce (!!!) w najnowszej generacji Mustanga. I jeśli porównuje się ceny to i tak dostaje się o połowę więcej kupując niemieckie/japońskie/włoskie auto niż za tą samą cenę amerykańskie, właśnie ze względu na jakość wykończenia wnętrza, użyte materiały i TECHNOLOGIĘ.
No i właśnie dla tego nowoczesne technologia i marketing spowodowały że samochód po przejechaniu 200 tyś km nadaje się na złom a naprawiać może tylko ASO za ciężką kasę. Jeśli ktoś lubi przepłacać to sorry. Obecnie nie wiem czy kupisz za podobne pieniądze europejski samochód o takich osiągach jak Corvetta z jak to nazwałeś pieprzoną belką skrętną (chyba chodziło ci o mosty napędowy jak dobrze zrozumiałem

) Kolejna kwesta to dalsza modyfikacja takiego samochodu, która jest śmiesznie tania w stosunku do technologii japońskiej czy niemieckiej. Duża pojemność skokowa silnika tylko sprzyja modyfikacjom. Bo jaki problem wycisnąć z LS1 700KM (i to jakim kosztem) i cieszyć się długą i bezawaryjną jazdą. Japończyk z taką mocą nadaje się tylko do dragu i wożenia na lawecie. Kolejna kwestia to fakt, że wiele prac można zrobić w zaciszu własnego garażu korzystając tylko i wyłącznie z dobrodziejstw nety u amerykańskich for motoryzacyjnych. Pomijam, że taniej ale jaka przyjemność jest samemu sobie dłubać przy samochodzie i cieszyć się potem że wszystko zrobiło się samodzielnie. Technologia amerykańska w rękach pasjonata motoryzacji ma tą zaletę, że jest tania i dostępność wszelakiej masy części zamiennych i performancowych poraża wprost swoim ogromem. Za takie same pieniądze co pięcioletnie BMW M5 kupię i przebuduję Dodge Vipera z 95 roku i gwarantuję Ci, że nie będziesz miał w eMce najmniejszych szans ! Nie wspomnę co kupię za cenę nowego M5. Poza tym nie tylko osiągi się liczą, dla mnie osobiście M5 nie ma tego czegoś , tego co ma np Corvetta Stingrey , Plymoutch Roadrunner, Camaro 2nd gen czy Dodge Charger. No i kolejna sprawa. Kupisz M5 czy Audi Sline to ten samochód będzie już tylko tracił na wartości... kupisz Stingerya to będzie tylko zyskiwał. Nie wspomnę znów o tym, że do Stingeray z 70 roku jest więcej części na rynki i większe są możliwości jego przebudowy i modyfikacji. A umówmy się seryjne samochody nigdy nie są tak dobre jak modyfikowane, bo seryjnymi rządzą prawa marketingu (no może nie Astonami czy Ferrari).
Cóż, są miłośnicy, którzy kupią stereotypowo najbardziej awaryjne auto świata - Alfę, są ludzie, którzy najchętniej cofnęliby w rozwoju całe społeczeństwo idąc na łatwiznę, są w końcu ludzie, którzy wolą różowe pończoszki i niepełnoletnie dzieci. Ale mam wrażenie, że to Ci ostatni są najmniej groźni dla społeczeństwa...
Alfa jest bardzo droga gdy jest nowa, ale z drugiej strony nówka na gwarancji jest ok i z tego co wiem nie ma z nimi dużych problemów na początku eksploatacji, a dają te samochody w sumie przyjemność z jazdy swoim użytkownikom. Ja zaś mówię o samochodzie który jest tani a oferuje wyższą bezawaryjność od Alfy czy Audi. Ja jestem osobą , która woli cofnąć się w rozwoju i iść na łatwoiznę. Z racji przyzwyczajeń do samochodów terenowych wolę prostotę i niezniszczalność, tanią i szybką mozliwośc usuwania usterek. To da tylko stary i prosty samochód, a o co chodzi z pończoszkami i i zamiłowanie do nieletnich nie bardzo zrozumiałem.

Bull Terrier (witamy na forum)
Cześć Ponury. nie jestem taki znów nowy na forum. Kiedyś byłem pod ksywką "pawel" i miałem collsign w falconie "Viper" , ale jakoś wiele lat mnie nie było

. Cóż, mało czasu ostatnio miałem.
Wszystko powyższe nie zmienia faktu, że nikt, kto nie przejechał się Caprice lub Camaro z przełomu 80/90r., nie ma zielonego pojęcia o zakresie tematu "amerykańska motoryzacja" i dyskusja jest wtedy bezcelowa moim zdaniem.
No i właśnie o to chodzi. Z resztą proponuję przejechać się stareńkim Corvette Stingreyem z 1971 roku, z silnikiem bigblock 454 o mocy seryjnej 425hp . Sądzę , że Mazda z Wanklem nie da takich wrażeń.
Cóż ja po prostu lubię klasyczne samochody i duże silniki

.