Przykre, że niby eksperci również nakręcają tą szopkę w mediach ...
W końcu pracownicy mediów to też ludzie i muszą z czegoś żyć, trafił się niespodziewanie ciekawy temat (w nudnym z reguły dniu) to go eksploatują, aż do bólu ... i co w tym dziwnego - taką mają robotę (to "ich chleb"), a jak ktoś chce "łykać" to wszystko co serwują to już jego problem. Mediów nie trzeba "nakręcać", to samonakręcający się mechanizm - i chyba to nic dziwnego, to tak jak dostać niespodziewanie dobre zlecenie na robotę w każdej innej firmie, kto by tego nie wykorzystał?
Takie lądowanie jak to dzisiejsze to rzecz jasna sytuacja bardzo rzadka "w realu", ale jednak rutynowo ćwiczona w symulatorach.
To, że takie manewry się ćwiczy to jedno, a to że gościowi to wyszło praktycznie perfekcyjnie to drugie - określanie tego cudem to oczywista przesada, ale z drugiej strony gość wykonał swoją robotę perfekcyjnie. Zrobił w praktyce to co inni tylko ćwiczą "tylko" w symulatorach - niewątpliwie jest to jeden z przypadków, o którym będzie się mówiło nie tylko w mediach, ale i na fachowych szkoleniach lotniczych. W końcu wielu ludzi, w wielu różnych dziedzinach działalności ćwiczy różne "sytuacje awaryjne", ale niewielu (na szczęście) ma okazję sprawdzić je w praktyce.
A propos - takie lądowania jak na Hudson też się ćwiczy w symulatorach (sam bohater wydarzenia o tym wspominał nie raz), a jednak on jest tym jedynym, który to sprawdził w praktyce i zrobił to dobrze. Tak jak kpt. Wrona jest jednym z bardzo niewielu pilotów, którzy w praktyce "sprawdzili" lądowanie bez podwozia na dużej maszynie pasażerskiej, może jedynym który zrobił to na tym typie samolotu.