A co miał wspólnego mały Mosze z zabitej dechami wsi w Galicji ze "światowym spiskiem żydowskim i z bankierami wyzyskującymi ludy wolnego świata ? "
Właśnie nic. Tylko nikt z nas nie negował tego, więc argument nietrafiony, albo nie czytasz ze zrozumieniem.
Nie można usprawiedliwiać mordowania cywilów bestialstwem drugiej strony. Od takiego myślenia nie jest daleko do twierdzenia, że należało spalić całe Niemcy, bo to one sprowadziły piekło w Europę. Gdzie postawić granicę, co jest przesadą, a co ma kontekst i jest dozwolone? Niezależnie od skali, zawsze celowe zabicie przez żołnierza osoby czy osób niezwiązanych bezpośrednio z konfliktem jest ohydnym morderstwem i sprowadza takiego osobnika do poziomu bestii. Jeśli ofiar takich działań jest aż tyle, ile zginęło w celowych nalotach na niemieckie miasta, to pokazuje jak bardzo zaplanowane to było działanie, a nie "wypadek przy pracy". Przy czym nie da się zmierzyć bestialstwa liczbą ofiar. Ten który zabił 400 tysięcy osób nie jest 4 000 razy bardziej paskudny od tego, który zabił 100 osób. Obaj są równie obrzydliwi, tylko ten pierwszy miał pewnie większą maczetę.
Z drugiej strony nie chodzi o to, żeby twierdzić, że Niemcy byli tacy biedni, a np. Polska sama kuku zrobiła. Albo, że nie było obozów koncentracyjnych i innych zbrodni. Moim zdaniem, ciągłe powtarzanie przy okazji jakiegokolwiek wspomnienia o tragediach dotykających Niemców (mieszkańców Niemiec) jedynie tego, że my byliśmy bardziej poszkodowani, i że im się należało, nie prowadzi do wzajemnego zrozumienia i wcale nie służy sprawie.
Powiedzmy, że komuś zginęła w nalotach na Niemcy babcia i będzie Wam się z tego żali. Co osiągniecie stwierdzeniem, że to wina tego, że Niemcy wywołały tę wojnę i są winne wielu zbrodniom? Chyba jedynie okopiecie się w swoich stanowiskach. W takiej sytuacji najpierw należy pochylić się nad tą tragedią, a dopiero potem edukować (obszernie) o tym, co się stało za sprawą Niemiec w Polsce i innych miejscach.
Współczucie związane z bezsensownymi bombardowaniami miast niemieckich nie wyklucza częstego opowiadania w innym czasie i miejscu o tym, co strasznego działo się w czasie wojny. Wojny, którą wywołały Niemcy. Wojny, w której to Niemcy wymordowali mnóstwo ludzi, niewinnych ludzi. Jednak w Waszych słowach pojawia się coś jak "albo jedno, albo drugie". Chciałem jeszcze dodać, że to właśnie taka zawiść i żądza zemsty, która sięga do piątego pokolenia wstecz, prowadzi do wojen.
Ja bym się raczej skupił na tym, dlaczego my często nie potrafimy skutecznie edukować i mówić do mas o tym, co się stało w Polsce w czasie wojny? Dlaczego odzywamy się dopiero w sytuacji, gdy to druga strona mówi o własnych tragediach? Przecież to właśnie my, na podstawie własnych doświadczeń, powinniśmy nieść światu niezwykle pacyfistyczne przesłanie.
Dlatego proponuję Wam np. przy okazji wybuchu Powstania, czy konkretnych tragicznych wydarzeń z jego przebiegu, przytoczyć na obcojęzycznych forach, gdzie jesteście członkami, opis zbrodni i odesłać do literatury (np. dziś na amerykańskim Amazonie znalazłem książkę po angielsku o Dirlewangerowcach). Może obcokrajowcom zjeży się skóra. I dobrze. Tylko jeśli nikt o tym nie mówi, a Amerykanie wciąż trąbią o Pearl Harbor, to efekt jest łatwy do przewidzenia.