Ja tam nie pamiętam kiedy się ostatnio bałem przed kompem. Może przy pierwszym AVP jakoś w podstawówce, bo każdy alien mógł zabić w pół sekundy, a zdrowie się nie regenerowało. Obejrzałem już wystarczająco dużo horrorów w życiu, żeby znać te wszystkie reżyserskie sztuczki straszenia i zbywać je znudzonym 'meeh' za każdym razem. Tym bardziej nie robi to na mnie wrażenia w grze. Jedyny powód dla którego oglądam jeszcze horrory to dobre scenariusze (jak naprawdę ciężko się domyślić kto jest mordercą, albo sceny śmierci są jakoś artystycznie kreatywne). Gry natomiast nawet w połowie jeszcze nie wykorzystały kreatywnego potencjału straszenia, który oferuje kino, a fabuła... Cóż przyznajcie sami, większość scenariuszy gier AAA nad którymi się zachwycamy nadałoby się najwyżej na film klasy C. I pamiętajcie, że mówiąc o horrorze, mówimy gatunku, gdzie grupa bohaterów uwięziona w budynku z seryjnym mordercą postanawia się rozdzielić, czarny koleś idzie sprawdzić, co się dzieje w piwnicy, paker i czirliderka muszą wyskoczyć do kibla na szybki numerek, a blondyna, która robi za czołową postać jak już walnie mordercę w głowę, to zaraz ucieka, żeby mógł się spokojnie podnieść i zostawia za sobą jeszcze kij, żeby w następnej konfrontacji szanse były wyrównane.
Obrońcy growego horroru oczywiście wyjadą teraz z argumentami, że mamy takie offowe produkcje jak Amnesia, to z tą klatką schodową (ale nuda!), Skinny Man, czy jak się ten mod do Halfa zwie itd. Tyle, że to dalej podążanie trendami z kina - Blair Witch Project, Project Monster, Paranormal Activity, a teraz A Night in the Woods... Powiem tak, tak długo jak gry będą straszyć metodami z kina, tak długo każdy, kto to kino ogląda w miarę regularnie będzie pamiętał, że siedzi sobie w wygodnym fotelu a palcami stuka w klawisze. Oglądając film jest się prościej oderwać od rzeczywistości, bo nie dotykamy kontrolera, no i fakt, że postacie nie są renderowane też ma sporo do rzeczy. Nie wiem, może jak tak tylko mam, ale obecność myszy i klawy pod łapami pozwala mi pamiętać, że cokolwiek by się nie działo to pamiętam, że patrzę w ekran, w ustach mam szluga, a w kuflu zimny browar.
Ostatni film, który mnie przestraszył (może nie jakoś bardzo) to było Splice, niby nic strasznego, żadnych flaków na ścianach, ani wizyt w ciemnych piwnicach (wiecie, że Doom 3 ma mieć reedycję w te wakacje?!), ale sama koncepcja wychowywania obcej formy życia... z intelektualnego punktu widzenia to było przerażające! Myślę, że może to jest dobre podejście dla gier - zamiast kolejnej piwnicy/kanałów/opuszczonej stacji kosmiczne (niepotrzebne skreślić), może czas umieścić akcję w zupełnie jasnym miejscu, a straszne niech będzie to jak popierniczone rzeczy są w stanie zrobić ludziki w białych kitelkach, żeby zapewnić sobie miejsce w historii. Albo np Szatan, Szatan jest bardzo straszny i zupełnie nie ma go w grach, niech nosi smoking i jeździ czarnym mercem... Mam tyle pomysłów!
No ale niestety to nie ja pisze scenariusze do gier, tylko idioci przez których prawie zasnąłem przez pierwsze pół godziny Dead Space 2, a potem było jeszcze bardziej nudno.
Chcecie się naprawdę przerazić to
http://www.youtube.com/watch?v=c9gFbGH3CV4Albo pograjcie w Phantasmogorię albo Harvestera... brrr