Problem leży w zapotrzebowaniu na energię.
Żeby uzmysłowić sobie ile tej energii potrzeba do działania katapult można posłużyć się przykładem projektu amerykańskiego lotniskowca SCB 80 z października 1950 r. o wyporności 58 000 ton (przyszły USS Forrestal), który miał przenosić ok. 75 samolotów F9F Panther i A3D Skywarrior. W miejsce stosowanych dotychczas katapult hydraulicznych planowano zastosować 4 wydajniejsze katapulty pirotechniczne z zapasem... 400 ton (tak, 400 ton) ładunków miotających.
Dopiero pomysł brytyjski wykorzystujący parę wodną uratował sytuację. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że pojedynczy start to ok. 600 kg zużytej pary. Żeby ją uzyskać najpierw trzeba podgrzać wodę do odpowiedniej temperatury, a to wymaga sporo energii. Trzeba mieć też odpowiedni zapas wody, bo kilka tysięcy członków załogi też takowej wody potrzebuje (choćby do samego przeżycia). Wprawdzie napęd jądrowy zapewnia spore zapasy ciepła (wykorzystywanego głównie do napędu okrętu), ale ograniczeniem jest właśnie zarządzanie zapasem wody. Stąd nie ma 1000 startów na dobę, bo to oznaczałoby "puszczenie w gwizdek" 600 ton wody.