Autor Wątek: Tchórzostwo w obliczu wroga  (Przeczytany 19366 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Schmeisser

  • Gość
Tchórzostwo w obliczu wroga
« dnia: Kwietnia 08, 2007, 17:39:04 »
Nie ma co się oszukiwać iż zjawisko nie istniało w siłach powietrznych rożnych państw. Po prostu nie uwierzę że tak starannie selekcjonowano kandydatów na przyszłych pilotów iż żadnemu nie przydarzyło sie załamanie. Przeczytałem sporo literatury wspomnieniowej i nigdzie nie natrafiłem na żadną wzmiankę o tego typu przypadkach - co jest rzeczą zrozumiałą gdyż trudno pisać o czymś co sie przytrafiło nierzadko przyjacielowi w chili przemęczenia i największego stresu.

Komisarz-moderator Leonow , który wie więcej o WWS niż WWS sam by sobie życzył cytował kiedyś fragment rozkazu w którym dowódca wyznacza pilota X do podążania za samolotem pilota Y , i w przypadku gdyby tamten zmienił kurs lub zaczął awaryjnie lądować w czasie dolotu do celu, rozkazuje otworzyć ogień z działek i zapisać go jako stratę bojową.

Offline Ranwers

  • *
  • Wizzard
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #1 dnia: Kwietnia 08, 2007, 18:42:35 »
Pierre Clostermann przyznaje się do tego. Opis pierwszej jego walki, gdy nie wiedział co się wokół niego dzieje. Jedynie przytomnie potem uciekał przed Fockami w górę, czękając na zmiłowanie (włączenie II biegu sprężarki).
Ale wielkim - łatwiej się do tego przyznać.
W powieści o "Powiedz, że się boisz (?) autor opisuje dość osobliwą przypadłość 2 pilota swojego Huey'a (jeśli nie dowódcy (?) ) w obliczu wroga.
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 08, 2007, 18:51:54 wysłana przez Ranwers »
.       __!__
.____o(''''')o____.
          " " "
Forum to miejsce spotkań ludzi, którzy mają "zryty palnik" w pewnych kwestiach i do tego dobrze im z tym

Offline Redspider

  • *
  • Pure evil....ZŁOOOOO !
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #2 dnia: Kwietnia 08, 2007, 22:28:11 »
Czytałem w jakiś wspomnieniach polskiego pilota ( bodaj W. Króla ) , że u nas też tacy byli. Nie wymienił ich z nazwiska. Uznał, że leżących się nie kopie.
NA PLASTERKI !!!

Geniusz może mieć swoje ograniczenia, ale głupota nie jest tak upośledzona

Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #3 dnia: Kwietnia 09, 2007, 12:27:40 »
Nie ma co się oszukiwać iż zjawisko nie istniało w siłach powietrznych rożnych państw.

To zjawisko zwane popularnie "tchórzostwem" istniało, isnieje i istnieć będzie. Żeby było zabawniej to jest ono znacznie bardziej rozpowszechnione niż się ludziom wydaje. Pamiętajcie, że te wszystkie wspomnienia i książki opisujące wydarzenia wojenne są tworzone już po fakcie (po walce, a często i wiele lat po wojnie) i zwykle nie są obiektywne bo człowiek ma naturalną tendencję do mało krytycznej oceny własnej osoby (i odwrotnie w stosunku do innych).

Co to w ogóle jest to "tchórzostwo"? - bo znam takich co nazwaliby to (i pewnie nie bez racji) dobrze ulokowanym instynktem samozachowawczym. Bo o czym myśli człowiek do którego strzelają? Myśli się nie o wniosłych celach i innych bzdurach, o których potem wypisują w książkach, tylko tym jak wynieść z tego cało swoje cztery litery. Tyle, że mamy pewne proporcje pomiędzy chęcią ochrony własnej osoby, a pewnym poczuciem obowiązku - stąd aby walczyć zawodowo trzeba mieć trochę "nierówno pod sufitem" :020:.

To poczucie obowiązku będzie więc większe u tzw. "zawodowców", którzy kalkulują sobie ryzyko w wybór zawodu niż u ludzi, jacy w większości trafiali do walki w czasie np. DWS czy wspomnianej wojny w Wietnamie (piloci Huey'ów byli w większości "z poboru"). Ktoś dla którego walka jest zawodem (sposobem zarobkowania) to może co najwyżej mieć do siebie pretensje, że pomylił się co do wyboru tego zawodu. Ale co ma zrobić ktoś kogo do tej walki zmusiła "karta powołania"? - robi wszystko aby przeżyć.

Proponuję wziąć to pod rozwagę - bo jaką motywacje do walki ma ktoś do niej zmuszony?

Czasem jest to zemsta i nienawiść (jeżeli np. wcześniej przeciwnik wyrządził osobistą szkodę), ale jak nie, to ciężko zmotywować takiego człowieka do walki. Zwykle jest to tylko strach przed konsekwencjami odmowy walki - tyle, że czasem przeciwnik i sytuacja jest dużo bardziej przerażająca. :021:

"Real life" sporo się różni od tego wniosłego bełkotu czytanego w książkach i oglądanego na wojennych filmach. To co odczuwa się naprawdę podczas działań zbrojnych jest zupełnie inne od tego o czym się potem opowiada przy piwie.
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 09, 2007, 13:04:32 wysłana przez Razorblade1967 »

Botras

  • Gość
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #4 dnia: Kwietnia 09, 2007, 13:07:57 »
To poczucie obowiązku będzie więc większe u tzw. "zawodowców", którzy kalkulują sobie ryzyko w wybór zawodu niż u ludzi, jacy w większości trafiali do walki w czasie np. DWS czy wspomnianej wojny w Wietnamie (piloci Huey'ów byli w większości "z poboru").

Laaata temu czytałem wspomnianą wyżej wspomnieniową książkę pilota Hueya (to raczej nie była powieść) "Powiedz, że się boisz". Tytuł wziął się z tego, że IIRC autor MÓGŁ wyłagać się od latania bojowego, o ile oświadczyłby lekarzowi, że... się boi. Oświadczenie takie (zapewne pisemne), choć byłoby prawdziwe, przez gardło i/lub długopis mu nie przeszło.

hellkitty

  • Gość
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #5 dnia: Kwietnia 09, 2007, 13:09:06 »
Pierre Clostermann przyznaje się do tego. Opis pierwszej jego walki, gdy nie wiedział co się wokół niego dzieje. Jedynie przytomnie potem uciekał przed Fockami w górę, czękając na zmiłowanie (włączenie II biegu sprężarki)
.

Tylko czy faktycznie można nazwać to tchórzostwem? Razorblade napisał: Co to w ogóle jest to "tchórzostwo"? - bo znam takich co nazwaliby to (i pewnie nie bez racji) dobrze ulokowanym instynktem samozachowawczym. I w tym przypadku, zasadniczo się z tym zgadzam. Kto walczy i ucieka, żyje i może walczyć znowu jak mówi wojenne powiedzenie. Ucieczka z walki, to kwestia chłodnej, racjonalnej oceny sytuacji. W Luftwaffe takie zachowania doskonale widoczne są już od 1940- Abschwungi a później zestrzelone Messerschmitty, które nigdy zestrzelone nie były. Szczgólne nasilenie tych praktyk przypada na okres 1944- '45, gdy główną siłą bojową Jagdwaffe zaczynając stanowić zółtodzioby, wchodzący w miejsce wykruszających się experten. Nie oznacza to oczywiśćie, że tych drugich należy utożsamiać z jakimiś fanatycznymi wojownikami. No bo co innego, jak nie wydanie rozkazu przerwania walki, zrobilibyście 14 lipca 1943 na miejscu Edera z 7/JG 2, w sytuacji gdy przeciwko 3 samolotom z jego Schwarmu znałazło się 7 Thunderboltów? Podobnie, czy powiedzielibyście Knoke'owi, że jego ulubiona taktyka wznoszenia po spirali jest przejawem tchórzostwa? W Walczyłem dla Fuhrera te ucieczki są opisane, przy czym, prócz racjonalnego zachowania nie dostrzegam w nich nic innego.  

Od szczęścia, ale i w dużej mierze od umiejętności oceny sytuacji zależy przeżycie w walce powietrznej!

Offline I/JG53_Angel

  • *
  • Out Of Control
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #6 dnia: Kwietnia 09, 2007, 13:45:34 »
Cytat z w/w książki "Walczyłem dla fuchrera"

"Naszym oczom ukazuje się widok budzący prawdziwą grozę.Około 1000 ciężkich bombowców.....pod silną eskortą myśliwców.Nigdy wcześniej nie widziałem tak potężnej armady....Biorąc pod uwagę eskortę całkowitą liczbę samolotów nieprzyjaciela szacuję na około 1200.

Przeciwko nim mamy czterdzieści maszyn.Lecz nawet gdyby po naszej stronie były tylko dwa samoloty i tak musielibyśmy wyjść wrogowi na spotkanie"

Czy tak by było naprawdę...nie wnikam

Babka wymusza motocykliście pierwszeństwo, dochodzi do wypadku, na szczęscie niegroźnego. Motocyklista podchodzi do DAMY i pyta"Widziała mnie pani?"
"Tak widzialam" odpowiada DAMA
To dlaczego mi pani nie ustąpiła ?
"No ale pan przeciez jechal motocyklem !"

http://img223.imageshack.us/img223/6416/bezpiecznygh0.jpg

Offline Leon

  • Global Moderator
  • *****
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #7 dnia: Kwietnia 09, 2007, 15:02:24 »
A to znacie - dwa opisy jednego starcia z 5 września 1939 roku godzina 14-15.:
 Fw. Karl Heir:
Cytuj
(...)Wtem kilkaset metrów poniżej nieprzyjacielska maszyna. A może jednak własna? Na końcach skrzydeł odkrywamy nieprzyjacielskie znaki rozpoznawcze . Daje sygnał przez radio. NIeprzyjaciel jeszcze nas nie dostrzegł. Wykonując pionowy zawrótr bojowy mój porucznik bieże go na celownik. Zwrot w pionie nieprzyjaciela - dostrzegł nas - chce zwiać. Wróg wie aż za dobrze co oznacza mieć niemieckiego myśliwca na ogonie. Polski pilot wyskakuje - jego spadochron otwiera się.(...)"
Lt. Hans Philipp
Cytuj
"Trzy km na zachód od Radomska napotkł nas polski górnopłat. Sprawiał wrażenie, że nas nie spostrzegł. Kiedy znalazł sie mniej więcej na moim pułapie zaatakowałem go od tyłu z dołu. Zanim zdążyłem otworzyc ogień pilot wyskoczył ze swego samolotu. Jego spadochron się otworzył. Maszyna spadła do lasu i spłonęła."
Czy to tchórzostwo czy najnormalniejszy instynkt samozachowawczy. Abstrahując już od samych relacji, ich prawdziwości lub nie, gdyz nie mam ich jak zweryfikować.
Marcin Widomski

Pealuuga lipp, Surnupealuuga lipp, Tundmuste tipp, Sinu tundmuste tipp, See on ju vabadus hüperboloid, Insener Garini hüperboloid...

Offline I/JG53_Angel

  • *
  • Out Of Control
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #8 dnia: Kwietnia 09, 2007, 15:39:10 »
Nigdy nie nazwę nikogo tchórzem,kto w obliczu śmierci wybierze opcję "Szanowny Pan pozwoli że się oddalę".Tchórzem można nazwać kłamcę,ale nie człowieka ratującego swoje życie...
Babka wymusza motocykliście pierwszeństwo, dochodzi do wypadku, na szczęscie niegroźnego. Motocyklista podchodzi do DAMY i pyta"Widziała mnie pani?"
"Tak widzialam" odpowiada DAMA
To dlaczego mi pani nie ustąpiła ?
"No ale pan przeciez jechal motocyklem !"

http://img223.imageshack.us/img223/6416/bezpiecznygh0.jpg

Offline Leon

  • Global Moderator
  • *****
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #9 dnia: Kwietnia 09, 2007, 15:58:09 »
Niestety wielu włodarzy w czasie DWS miało inne zdanie - stąd rozkazy Nr 270 i 227 w ZSRS. I przykładowo ok 13 000 wyroków śmierci w 62 Armii w czasie bitwy o Stalingrad.
Marcin Widomski

Pealuuga lipp, Surnupealuuga lipp, Tundmuste tipp, Sinu tundmuste tipp, See on ju vabadus hüperboloid, Insener Garini hüperboloid...

Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #10 dnia: Kwietnia 09, 2007, 16:39:49 »
Niestety wielu włodarzy w czasie DWS miało inne zdanie ...

Problem polega nie na odmiennym zdaniu, a na fakcie, że trzeba tych żołnierzy z poboru jakoś zmusić żeby nadstawiali tyłek, choć zwykle nie mają na to ochoty - co jest oczywiście naturalne - tak jak naturalny jest instynkt samozachowawczy. Przecież to politycy, przywódcy religijni, ideolodzy i reszta tej bandy wywołuje wojny, na które zwykli ludzie raczej nie mają ochoty.

Stąd musi być instrument powodujący, że zwykły (i w miarę normalny człowiek) pójdzie i będzie zabijał lub da się zabić. Różne ideologie i religijne mitologie oraz bełkot o patriotyźmie i ojczyźnie - nie zawsze i nie wszędzie odnoszą skutek. Dlatego w takich przypadkach żołnierz z poboru (czyli człowiek, z którego na siłę tego żołnierza zrobiono) ma dwa wyjścia:

1. Pójdę do ataku i może przeciwnik mnie nie zabije (zrani, okaleczy itd.) - przecież nawet przy totalnie przegranych bitwach nie ma strat 100%.

2. Nie pójdę do ataku, nie wykonam rozkazu, a wtedy swoi mnie na pewno potraktują na zasadzie "sąd, pluton i łopata" (ewentualnie dowódca lub politruk takiego delikwenta "rozwali na miejscu" - oszczędzając pracy sądom wojskowym).

Brutalne to (i celowo nieco przejaskrawione), ale to jedyne wyjście aby zmusić poborowego do walki za sprawy polityków i spółki, które przeciętny człowiek zwykle ma głęboko w czterech literach. Nie była to jedynie specyfika Armii Czerwonej, bo i po drugiej stronie na latarniach wylądowało też niemało "tchórzy co to nie chcieli walczyć za Führera i Tysiącletnią Rzeszę".

Schmeisser

  • Gość
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #11 dnia: Kwietnia 09, 2007, 18:42:46 »
Czyli słowa batiuszki Dżodża "W armi czerwonej trzeba więcej odwagi by się wycofać niz  iść do ataku" wiecznie żywe.

hellkitty

  • Gość
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #12 dnia: Kwietnia 10, 2007, 00:20:03 »
O sile presji wywieranej na załogi „Sturmovików”, a powodowanej przez ciągłe, krwawe walki, takie jak np. w/w [mowa o wsparciu desantu na płw. Kerczeński], może świadczyć fragment wspomnień strzelca 43 GwSzAP, G.A. Litwina o innym, nowym strzelcu tej jednostki:
„...sierżant nagle jak worek wypadł z samolotu, zaczyna tarzać się po ziemi i krzyczy: „Nie polecę!” Histeria, sama najprawdziwsza histeria! Zimbajew (pilot załogi mający za sobą tylko jeden lot bojowy), i tak już roztrzęsiony, nie rusza się z kabiny, tylko pobladł”. Pośród pilotów także nie wszyscy wytrzymywali ciągły stres. Ten sam Litwinom wspomina decyzję dowódcy pułku, mjra Sokołowa, gdy w jednostce wybuchła afera z pilotem, który markował awarie i wracał do bazy nie wykonując nigdy lotów bojowych: „...polecisz na jednomiejscowym Ile (była to forma kary). A zamykającym będzie (...) Atliesanow (...). Zwracając się do Atliesanowa dowódca kontynuował: Jeśli ten... nie uda się nad cel, rozkazuję rozstrzelać go z działek. Spiszemy go jako stratę bojową. Chociaż rodzicom będzie lżej: że niby poległ w walce.” Oczywiście przypadki takie nie były powszechną plagą w WWS SS, ale jednak występowały dość często.


Michulec R, IŁ- 2, IŁ- 10, Aj Press, str. 51, 52.

Tyle odnośnie trzech ostatnich postów.

Cytat: I/JG53_Angel
Cytat z w/w książki "Walczyłem dla fuchrera"

"Naszym oczom ukazuje się widok budzący prawdziwą grozę.Około 1000 ciężkich bombowców.....pod silną eskortą myśliwców.Nigdy wcześniej nie widziałem tak potężnej armady....Biorąc pod uwagę eskortę całkowitą liczbę samolotów nieprzyjaciela szacuję na około 1200.

Myślę, że mówiąc o 1000 bombowców Knoke nieco przesadził. Zresztą przesada ów w relacjach wojennych nie powinna dziwić. Stres, zamieszanie, a niekiedy i kiepskie warunki obserwacyjne robiły swoje. Przykładów można mnożyć wiele np. z 24 na 25 czerwca nad Hamburgiem też meldowano o 1000 nieprzyjacielskich samolotach (tu oczywiście niebagatelna zasługa „windows”). Lub z innej beczki- wspomnienia zadziwionego potęgą Latających Fortec Otto Stammberga z III/JG 26 (okres października 1942), w których mówi o 40 metrowej rozpiętości skrzydeł tych maszyn...
Wracając do Knokego, w chwili obecnej, żadne z posiadanych przeze mnie źródeł nie pozwala mi na dokładniejsze zwerfykowanie tej relacji i podania faktycznej liczby bombowców biorących udział w opisywanym rajdzie. Nie mniej jeśli ktoś miałby i czas i chęci na zabawę z tym to podaję, że jest to fragment relacji z przedpołudniowych godzin 10 lutego 1944. Europa Zachodnia naturalnie.

Cytat: I/JG53_Angel
Przeciwko nim mamy czterdzieści maszyn.Lecz nawet gdyby po naszej stronie były tylko dwa samoloty i tak musielibyśmy wyjść wrogowi na spotkanie"

Czy tak by było naprawdę...nie wnikam

Str. 184:
Dziś rano meldunek o stanie gotowości bojowej maszyn dywizjonu wymienia tylko cztery samoloty jako zdolne do lotów operacyjnych. Dwa inne z mocno pokiereszowanymi kadłubami zdolne są wyłącznie do lotów niebojowych. Są tak zdemolowane, że nie mam zamiaru odpowiadać za wysyłanie w nich moich ludzi do walki.
O 6.00 odbieram telefon od szefa sztabu dowództwa korpsusu. Wścieka się i udziela mi ostrej nagany.
„Dziś rano meldował pan o czterech maszynach zdolnych do lotów operacyjnych. Właśnie się dowiedziałem, że może pan latać sześcioma. Czy pan oszalał? Czy zdaje pan sobie sprawę z powagi sytuacji? To nic innego jak sabotaż, a ja nie zamierzam tego tolerować. Każdy z waszych samolotów ma dziś polecieć. To rozkaz!”
Ryczy jak bawół. [...]


I jak tu nie latać? Nawet we dwie maszyny...

Aha, i za co po 30 listopada 1944 Goering umieścił Walthera Dahla w areszcie domowym? :021:
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 10, 2007, 00:28:17 wysłana przez hellkitty »

redwolf

  • Gość
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #13 dnia: Kwietnia 13, 2007, 10:11:13 »
Podczas IIWW prawie 50% żołnierzy amerykańskich(piechota ) nie otworzyło ognia do wroga .
I tu pojawia się inny problem jak ze zwykłych ludzi zrobić morderców.

Schmeisser

  • Gość
Odp: Tchórzostwo w obliczu wroga
« Odpowiedź #14 dnia: Kwietnia 13, 2007, 13:44:01 »
To nie problem to formalność - wystarczy że jeden strzeli , a po chwili cała reszta radośnie ostrzeliwuje się w obawie by nie wyjść na tego który został mordercą jako drugi... czy raczej lepiej powiedzieć , nie został.

Wg. Skibińskiego , a może Deca  nie pamiętam teraz dokładnie, 3 dni spędzone w pierwszej linii powoduje iż człowiek przestaje być normalny w strikte medycznym słowa znaczeniu. i staje się zdolny do popełniania najgorszych zbrodni.