Odnosnie pilotów.
David McCampbell - dowódca grupy mysliwskiej z lotniskowca USS "Essex", 34 zwycięstwa - dwukrotnie zrezygnował z walki.
Po prostu się wycofał. Informacja zaczerpnięta z ksiązki "Mysliwskie asy aliantów" M. Spick.
Osobiście uważam, że odwaga jest odwrotnie proporcjonalna do czasu spędzonego w walce.
Im człowiek mniej wie o walce czy wojnie jako takiej - tym jest bardziej odważny.
Bo nie zna (lub nie widział) co się dzieje z ludzmi za bardzo odwaznymi ...
Czysty profesjonalizm czy opanowanie w sytuacji kryzysowej żołnierzy zawodowych wynika po prostu z ich treningu.
Nie myliłbym tego z odwagą jako pojęciem względnym dla każdego.
Członkowie jednostek specjalnych (SAS, GSG 9, Foki, Grom i takie tam inne jeszcze ) są specjalnie szkoleni do takich a nie innych zadań. I innym żołnierzom (nawet zawodowym) moze imponować ich odwaga i opanowanie.
Ale dla tychże to nie jest odwaga. To jest pełna wiedza i świadomość tego co się może stać w danym momeńcie.
Wracjąc do pilotów z II wś.
Nie porównywałbym pilotów z narmalnymi zołnierzami tzw. "pola walki"
Jeżeli z batalionu czy kompanii "stchórzy" dwóch czy trzech - nic sie nie stanie.
Ale jezeli w krytycznym momencie z formacji 12-tu czy 30 samolotów wycofa sie taka sama liczba maszyn to moze być problem.
Closterman w swojej książce opisuje stan "strachu" który powodował u ludzi nawet załamania nerwowe.
I tu nie ma na to recepty. Wszystko zależy od mozliwości danego człowieka.
I od jego doświadczenia, oceny sytuacji.
Podejrzewam, ze tacy piloci jak Johnson, Gabresky, Skalski, Rall, Hartman, Barkhorn czy chociażby wspomniany pzrez Was wczesniej Knocke - potrafili ocenić kiedy mozna wejśc do walki i ją przeżyć, a kiedy po prostu sie wycofać.
Rola dowódcy w takiej grupie wysokiej klasy specjalistów jaką niewątpliwie byli piloci mysliwców też jest bardzo ważna.
Rudel kładł do głowy wszystkim swoim pilotom aby latali w grupie - są wtedy bardziej bezpieczni. I latał z nimi do samego końca.
Gabresky też dawał przykład swoim ludziom i wymagał działania zespołowego. Podobnie jak Zemke.
Gość któy wymyslił w US Navy tzw "falę Tnacha" jest dobrym przykłam na to jak działanie zespołowe moze zniwelować element zaskoczenia i paniki w szeregach własnej jednostki. Bo panika i element zaskoczenia są niedłącznym elementem "tchórzostwa" jako takiego. Ktoś po prostu "traci głowę" i chce ratowac tylko własna skórę ... górę biorą instynkty. A przez innych jest odbierane jako "wycfanie sie z walki"
Bader w czasie dolotu do celu potrafił rozładować napięcie jakimś zartem, niezbyt kulturalna uwagą.
I to działało.
Rola dowódcy w takich przypadkach jest ogromna.
Podejrzewam, że ludzie którzy walczyli pod Pattonem byli pewni, że stanie za nimi murem. A facet nie znosił tchórzy.
Była głośna sprawa z żołnierzem którego spoliczkował w szpitalu we Włoszech.
Ale potrafił też powiedzieć, że "moi ludzie mogą żreć pasy ... ale czołgi muszą mieć benzynę !!!"
Temat rzeka według mnie.
Ramm.