I tak i nie. Bo przeanalizujmy:
Rodzi się mody onanista w rodzinie trochę starszych onanistów do której państwo dokłada od "X" pokoleń. Kształci się (czytać pisać, bo i tak więcej nie jest wstanie), dorasta cały czas będąc na "garnuszku" państwa, czyli nas. Zaczyna się w jego życiu okres "burzy i naporu", czyli siłownie, pokolenie JP100%, mecze piłkarskie, bunt przeciwko żywicielowi, a żywicielem onanisty jesteśmy my. W końcu fizycznie dorasta do demolowania naszego mienia i porządku prawnego. Państwo, nie dość, że cały czas na niego łożyło, to teraz musi zapewnić ochronę przed nim, nam obywatelom. Prędzej czy później idzie, znów na nasz koszt, do paki, gdzie uczy się zawodu np. złodzieja. Wychodzi i zaczyna nas okradać, więc dokładamy do obrony przeciwko niemu i jesteśmy okradani przez niego. Czysta paranoja. Aż do śmierci onanisty. Oczywiście, z racji tego, że jest "szybkodupczący" płodzi niemiłosierną liczbę nowych onanistów i koło się zamyka. Trochę jak pasożyty w jelicie. Jednym ze sposobów radzenia sobie z tą patologią jest właśnie wojsko (bo u nas nie ma np. innych "ideałów" zdolnych do zerwania zaklętego kręgu). I znów rodzi się, kształci i tym razem idzie w "kamasze". Dostaje dawkę dyscypliny i napompowany zostaje ideologią, o którą będzie walczył. W taki sposób może się "wyżyć", przysparzając swojemu żywicielowi (może to być państwo, oddział najemników, czy Krzyżowców - obojętnie) korzyści. To, że wraca bez nóg i rąk, czy z okaleczoną psychiką jest mniej kosztowne dla nas, niż pobyt w więzieniu. Przy okazji jest szansa na to, że zaginie w akcji, wyprostuje sobie psychikę, wróci normalny, zrobi prawo jazdy i będzie uczciwie pracował i wiele innych możliwości. W każdym razie na pewno przysporzy swojemu żywicielowi korzyści i nie będzie skazywał nas na kontakt z nim.