(...) Okazało się, że ATR przeleciał prze strefę zakzu lotów (...)
Nie "okazało się" tylko "jak twierdzi FAB" (ichniejsze lotnictwo wojskowe); a to spora różnica. Samolot w tym czasie był już na łączności z wieżą. Lotnisko to dużych nie należy, ale ma status międzynarodowego; więc z grubsza jakiś tam porządek powinien być. Ale nie musi, więc mamy potencjalnie drugą stronę medalu.
Łatwiej jest jednak uwierzyć w "nadgorliwego wojaka" (czy też iluś tam wojaków) w tym - jak by nie było niezbyt spokojnym - rejonie świata, niż w to, że samolot wykonujący rozkładowy lot, w obszarze kontroli lotniska (już na podejściu i na łączności przecież), z załogą zapewne nie pierwszy raz odwiedzającą to lotnisko, "nagle a niespodziewanie" wlatuje w wojskową przestrzeń ograniczoną (znów - na podejściu?).
Cała akcja trwała 17 minut. Było chyba dość czasu żeby "wojacy" zadzwonili chociaż do kolegów z wieży ze zwykłą informacją: "słuchajcie, mamy intruza w okolicy, posłaliśmy dyżurnego na przechwycenie" chociażby po to, żeby "cywile" wiedzieli że coś się dzieje i bardziej uważali gdzie i co kierują. I wtedy może by się to i owo wyjaśniło. A tak wojskowi mieli trochę zabawy, a pasażerowie ciepło w gaciach.