Po 10 próbach podejścia do ataku na Przybysławice - udało się! Co ciekawe nawet byłem tam wcześniej, potrułem im 3 kociołki, ale było to PO wizycie u pana Radka, drugie podejście do skradanki, i mam wrażenie, że skrypty tego nie załapały - wrogów było tyle co zawsze. Nie podchodziłem od dawna do tej misji, ponieważ niby nie miałem wystarczających zdolności/poziomu walki. Zresztą nadal nie mam.
Nb. gra mi sygnalizowała na początku, że podchodzę do walki z przedmiotem (miecz), który jest powyżej moich możliwości. W normalnej grze i walce nie mam takich niespodzianek.
Przeszedłem do walki z ostatnim "bossem" z połową paska życia. Próbowałem z łuku, jak ktoś doradzał, nie dało rady, próbowałem mieczem, był 2 razy lepszy. A za trzecim razem... palnąłem go raz i zadziałał "łamacz czaszek" i gościu padł!

Miałem czas się obandażować, bo krwawiłem z głowy i tułowia, zabrać mu nędzne grosze i co tam miał, i zastanawiałem się właśnie jak się SCHODZI z miejsca walki, bo nigdzie nie znalazłem zejścia, gdy nagle... Wróg ożył! Tylko stracił przytomność, a ja głupi go nie dobiłem ciosem miłosierdzia... Na szczęście nie miał już miecza i atakował na pięści, co i tak sprawiało mi kłopot.

Po gdzieś minucie kłucia go padł wreszcie, i była epicka scenka pokonania złego (nijak się mająca do mojej nieudolnej walki).
Hura.